CIERPIENIE , JEGO SENS
Pojęcie cierpienia ma szersze znaczenie niż ból, choroba czy kalectwo. Obok cierpienia fizycznego, utożsamianego najczęściej z bólem lub chorobą, istnieje cierpienie psychiczne (odczuwane w sferze emocjonalnej) oraz cierpienie duchowe określane niekiedy bólem moralnym lub bólem istnienia (dolor existentiae).
Wynika to z dwoistego wymiaru ludzkiego bytu: fizycznego i psychicznego. Cierpimy, gdy doświadczamy jakiegoś zła: fizycznego, psychicznego lub moralnego. Uwidacznia się ono zwłaszcza w psychologicznym wymiarze cierpienia.
Pojęcie „bólu” odnosimy najczęściej do bólu ciała, a pojęcie „cierpienia moralnego” do „bólu duszy”. Medycyna zajmuje się głównie bólem ciała i poczyniła na tym polu znaczące postępy, zwłaszcza w zakresie terapeutycznym.
Bólem istnienia, jako integralnym składnikiem cierpienia psychicznego, zajmują się raczej psychiatrzy. Natomiast „ból moralny” jest, jak się wydaje, bliższy kompetencjom kapłana, chociaż może on mieć także wyraźną komponentę somatyczną.
W życiu człowieka cierpienie urzeczywistnia się w różnorodnych postaciach i może mieć różne nasilenie. Mówi się nieraz, że cierpienie ma tysiąc twarzy. Dlatego zdaje się być nieodłączną dolą człowieka, jest współistotne z człowiekiem.
Psychologia przyjmuje powszechność, a nawet nieuchronność cierpienia w ludzkim życiu. Zygmunt Freud dopatrywał się tej nieuchronności w potędze natury, kruchości cielesnej człowieka i niedoskonałości struktur organizacyjnych. Karl Jaspers wiązał jego istnienie z występowaniem sytuacji granicznych w ludzkim życiu, natomiast Viktor Frankl traktował cierpienie jako stały składnik triady śmierć – cierpienie – wina. Nie bez powodu nadał swojej książce tytuł „Homo patiens”.
W podobnym duchu wypowiada się Jan Paweł II (1984) w Liście o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia (Salvifici doloris):
„Cierpienie zdaje się przynależeć do transcendencji człowieka: jest jednym z tych punktów, w których człowiek zostaje niejako »skazany« na to, ażeby przerastał samego siebie – i zostaje do tego w tajemniczy sposób wezwany”.
Słowo cierpienie jest używane częściej w potocznym języku niż w terminologii medycznej. Można bowiem cierpieć nie tylko z powodu bólu czy choroby, ale także z ogólniejszych przyczyn: głodu, pragnienia, chłodu, biedy, klęski żywiołowej, katastrofy, pozbawienia wolności, nieurodzaju. Źródłem cierpienia mogą być również czynniki subiektywne jak: lęk, poczucie zagrożenia życia, niemożność realizacji postawy twórczej, nieszczęśliwa miłość, zdrada, poniżenie itp.
Powszechnie przyjmujemy, że cierpieć mogą także zwierzęta, niektórzy sądzą, że bliżej nieokreślony rodzaj cierpienia mogą odczuwać także rośliny.
Różnorodne aspekty ludzkiego cierpienia i jego psychologiczne implikacje omawia Makselon (1998). Podejmując próbę różnicowania między bólem a cierpieniem, stwierdza, że u człowieka ból jest nową jakością ze względu na wzajemne powiązania biosu i psyche. [...] Można powiedzieć, że ludzkie cierpienie to wzbogacony przez ewolucję, zhumanizowany ból. Ból w biokosmosie pojawia się wraz z systemem nerwowym, a cierpienie wraz ze świadomością.
Trudniej definiować ból moralny, czyli ból istnienia. W werbalizacji tego bólu większy talent i kompetencje ujawniają artyści, zwłaszcza poeci. O tej kategorii bólu pisze Frankl (1976): „cierpienie duchowe jako takie nie jest czymś chorobliwym, ale czymś ludzkim, w pewnym sensie nawet czymś najbardziej ludzkim ze wszystkiego, co istnieje”.
To rozróżnienie potwierdza, że pojęcie cierpienia ma bardzo szeroki zakres; można bowiem cierpieć zarówno w chorobie, jak i w zdrowiu. Choć wydaje się to paradoksalne, cierpienie w stanie zdrowia może być bardziej dokuczliwe i bardziej długotrwałe niż cierpienie w chorobie. Choroba ma to do siebie, że ma swój początek, przebieg i koniec. Choroba może ustąpić, a cierpienie może trwać dalej.
Zdarza się nieraz, że zdrowy człowiek wolałby zachorować lub ponieść jakąś szkodę na ciele, aby tylko uwolnić się od cierpienia duchowego (dałbym sobie obciąć palec, aby tak nie cierpieć na duszy). Podobne życzenia wyrażają nieraz osoby dotknięte depresją psychiczną. Subiektywne cierpienie z powodu urojeń depresyjnych (grzeszności, winy, kary) bywa nieraz tak dokuczliwe, że chory wolałby je zamienić w ból czy inną dolegliwość fizyczną. W skrajnych przypadkach może dojść do utraty sensu życia, a wówczas łatwo o myśli samobójcze. Samounicestwienie może się wówczas wydać jedynym sposobem uwolnienia od bólu istnienia.
Pojęcie bólu moralnego jest bliskie pojęciu lęku moralnego (wg Kępińskiego). Lęk moralny może być interpretowany jako kara za naruszenie porządku moralnego. W niektórych społecznościach pierwotnych naruszenie obowiązujących norm moralnych może spowodować nawet śmierć fizyczną (voodoo death).
Rzeczywistość cierpienia odnosimy nie tylko do pojedynczego człowieka. Może ono mieć także wymiar społeczny, a nawet ogólnoludzki. Mówimy, że cierpią całe narody, np. podczas wojen, powstań, rewolucji, zaborów; w obozach koncentracyjnych cierpiały tysiące więźniów; wyznawcy tej czy innej religii cierpieli za swoją wiarę; grupy etniczne cierpią z powodu głodu, poniżenia, naruszania praw człowieka czy prześladowań itp.
Fenomen cierpienia, który wiążemy raczej z doświadczeniem indywidualnym, jednostkowym, może więc przekształcać się w cierpienie ludzkości czy świata. Zbiorowe cierpienie może być czynnikiem integrującym daną społeczność lub przeciwnie – dzielącym ją.
Każde cierpienie skłania do pytania o jego cel. Dlaczego cierpię? A również – dlaczego ja? W wymiarze społecznym pytamy, dlaczego cierpi ludzkość? Czy cierpienie, indywidualne lub masowe, ma jakiś sens?
W kręgu kultury chrześcijańskiej zakorzenione jest przekonanie, że cierpienie jest formą kary za naruszenie porządku moralnego: za przestępstwo, za grzech. Cierpienie rodzi się z poczucia winy i wiąże się z pojęciem i kryteriami sprawiedliwości. Psychologiczny mechanizm wina – kara jest spójny logicznie, a więc łatwy do zrozumienia i zaakceptowania.
Już starotestamentowy przykład Hioba poucza nas, że można cierpieć także w sposób niezawiniony, niewinnie. Dwudziesty wiek był bezprzykładny w wyrafinowaniu i masowości zadawania cierpienia – niezawinionego!
W sytuacji cierpienia niezawinionego pytanie o jego sens (dlaczego cierpię?) staje się jeszcze bardziej oczywiste; cierpienie niezawinione nie wynika bowiem z porządku sprawiedliwości. Mechanizm przyczynowo-skutkowy wina – kara zostaje tu zaburzony. Cierpienie pojawia się jako rzeczywistość bez zrozumiałej przyczyny. Takiemu cierpieniu towarzyszy poczucie niesprawiedliwości.
Doświadczał tego nie tylko biblijny Hiob. W podobny sposób odczuwają cierpienie niektórzy chorzy, zwłaszcza dotknięci chorobą nieuleczalną. Pytają: dlaczego choruję, dlaczego muszę umierać, jak w niczym nie zawiniłem?
Poczucie sprawiedliwości przybrało paradoksalny kształt w doznaniach byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Niektórzy z nich czują się winni, iż przeżyli, podczas gdy inni – nieraz lepsi od nich, szlachetniejsi – zginęli. To, że żyją życiem darowanym, odczuwają paradoksalnie jako akt niesprawiedliwości. To oni powinni przeżyć, bo bardziejna to zasłużyli niż ja!
W rozumowaniu i języku psychologicznym niełatwo znaleźć proste wyjaśnienie sensu cierpienia, zwłaszcza cierpienia niezawinionego. W psychologii humanistycznej wielokrotnie podkreślano pozytywne wartości cierpienia, zwłaszcza w zakresie dojrzewania osobowości.
Maslow uważał, że nie należy nadmiernie ochraniać przed doznawaniem cierpienia. Jung ostrzegał, że w procesie psychoterapii nie można stwarzać iluzji cierpienia, należy natomiast uczyć chorego cierpliwości w zmaganiu się z cierpieniem. Frankl twierdził, że życie bez cierpienia i bez śmierci nie byłoby pełne.
Paradoksalnie mało kompetentny czuje się w tej dziedzinie lekarz, choć zdawałoby się, że studia medyczne winnygo przygotować nie tylko do rozumienia sensu cierpienia w chorobie, ale przede wszystkim do umiejętności dialogu z chorym. Od postawy lekarza wobec cierpienia w dużym stopniu zależy postawa chorego. Zaś postawa chorego może wpływać w istotny sposób na przebieg choroby i skuteczność leczenia. Na szczególną postać cierpienia – cierpienie aksjologiczne – zwraca uwagę Władysław Stróżewski (1998). W wywodzie z aksjologicznej struktury człowieka, która jego zdaniem, obejmuje zarówno wartości pozytywne, jak i negatywne. Tę dwoistość dobitnie wyraził św. Paweł w Liście do Rzymian:
„Wiemy przecież, że Prawo jest duchowe. A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię. [...] Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę”(Rz. 7, 14-19).
Stróżewski wyjaśnia koncepcję cierpienia aksjologicznego z uświadomienia sobie niewspółmierności dwóch stanów: tego, w którym jestem, i tego, w którym powinienem być. I dodaje: „Cierpienie wywołane jest więc ostatecznie zdradą miłości”.
Z pomocą przychodzi tu refleksja teologiczna. Jan Paweł II we wspomnianym Liście apostolskim zwraca uwagę na bardzo ważny aspekt cierpienia, mianowicie na to, że cierpienie ma służyć przezwyciężeniu zła i odbudowaniu dobra zarówno w podmiocie cierpiącym, jak i w stosunkach z innymi, a zwłaszcza z Bogiem; Miłość jest najpełniejszym źródłem sensu cierpienia, które pozostaje zawsze tajemnicą [...] Jest też najpełniejszym źródłem odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia.
W Pieśni cierpiącego Sługi (zob. Iz 53, 2-6), będącej syntezą cierpienia Chrystusa, zawarta jest istota chrześcijańskiego sensu cierpienia. Chodzi tu o cierpienie przyjęte w sposób szczególny: całkowicie dobrowolnie i niewinnie; chodzi o cierpienie ludzkie [które] osiągnęło swój zenit w męce Chrystusa; o cierpienie, które stało się ceną Odkupienia (mowa tu o cierpieniu „zastępczym” lub „odkupieńczym”).
W tzw. katechezie cierpienia, którą Jan Paweł II systematycznie rozwija podczas spotkań z chorymi, osobami upośledzonymi i niepełnosprawnymi, podał kilka fundamentalnych zasad.
W cierpieniu człowieka odzwierciedla się jego wielkość. Cierpienie wyraża pewien paradoks słabości i mocy. Ludzkiej słabości w chorobie papież przeciwstawia potęgę ludzkiego cierpienia złączonego z modlitwą. Cierpienie jest bowiem próbą, na jaką zostaje wystawiony człowiek; próbą wytrwałości, cierpliwości i nadziei.
W ujęciu ewangelicznym, kto cierpi w zjednoczeniu z Chrystusem, kto swym cierpieniem dopełnia braki udręk Chrystusa, ten potrafi odkryć twórczy charakter cierpienia. Odkrycie to jest szczególnym potwierdzeniem wielkości duchowej, która w człowieku całkiem niewspółmiernie przerasta ciało. Wówczas, gdy to ciało jest głęboko chore, całkowicie niesprawne, a człowiek jakby niezdolny do życia i do działania – owa wewnętrzna dojrzałość i wielkość duchowa tym bardziej jeszcze się uwydatnia, stanowiąc przejmującą lekcję dla ludzi zdrowych i normalnych (Salvifici doloris).
Cierpienie i towarzyszący mu smutek lub osamotnienie skłaniają do skierowania uwagi na głębszy wymiar człowieczeństwa. Dochodzi wówczas do zdumiewającej przemiany wewnętrznej sprawiającej, że ludzie bardzo cierpiący są bardzo szczęśliwi. To jeden z wielkich paradoksów cierpienia, trudny do zrozumienia przez samego chorego, a zdumiewający dla lekarza. Cierpienie i choroba nie zawsze wiążą się z poczuciem nieszczęścia; mogą nieraz być drogą do poznania siebie, mogą mieć walor twórczy i konstruktywny, zwłaszcza w rozwoju osobowości, w wewnętrznym dojrzewaniu.
Nawet niektóre choroby psychiczne ze schizofrenią włącznie mogą mieć przebieg twórczy i korzystny dla chorego. Zwracał na to uwagę krakowski psychiatra Eugeniusz Brzezicki (1961), autor koncepcji schizofrenii paradoksalnej społecznie korzystnej. Ból i cierpienie nie są czymś daremnym, nie przemijają bez śladu, ich wymiar wykracza poza osobiste doświadczenie człowieka, a jego sens może być zrozumiały nieraz dopiero w wymiarze transcendentnym.
Jan Paweł II, zgodnie ze współczesną wiedzą psychologiczną, wskazuje chorym trzy istotne etapy przeżywania cierpienia: etap uświadomienia cierpienia, etap twórczej akceptacji oraz etap ofiary. Uwzględnienie tych wymiarów ułatwia wypracowanie indywidualnego planu przekształcania cierpienia w wartości twórcze, przemieniania zła ludzkiego cierpienia w cnotę miłości i wreszcie – na wyrwanie się z pęt cierpienia ku zdumiewającej wolności wewnętrznej. W tym duchu papież przeżywał i interpretował własne cierpienie po zamachu na jego życie. „Doświadczyłem wielkiej łaski: cierpieniem i zagrożeniem życia mogłem dać świadectwo”. Wydarzenie to, poza wymiarem ludzkim, miało dla niego przede wszystkim wymiar Bożego Doświadczenia. Z tego doświadczenia zrodził się gest przebaczenia: Przebaczenie jest łaską, o której należy myśleć z głęboką pokorą i wdzięcznością.
Przebaczający gest papieża wstrząsnął światem, a nawet wzbudził protesty. Inni osądzali sprawcę i domagali się zemsty, a papież przebaczył.
Do ewangelii cierpienia przynależy, zdaniem Jana Pawła II, przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Postawa Samarytanina przypomina, jaki winien być stosunek wobec cierpiącego. Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek, który zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka, jakiekolwiek by ono było. [...] Samarytaninem jest każdy człowiek wrażliwy na cudze cierpienie, człowiek, który wzrusza się nieszczęściem bliźniego [...]. Miłosiernym Samarytaninem jest więc ostatecznie ten, kto świadczy pomoc w cierpieniu...
Gest miłosiernego Samarytanina wskazuje, że cierpienie jest potrzebne, aby wyzwolić w człowieku postawę bezinteresownego daru na rzecz bliźniego. Świat ludzkiego cierpienia przyzywa niejako bez przestanku inny świat: świat ludzkiej miłości – i tę bezinteresowną miłość, jaka budzi się w jego sercu i uczynkach, człowiek niejako zawdzięcza cierpieniu. Ten gest ma wartość ponadczasową, jest wzorem postępowania nie tylko dla lekarza i pielęgniarki, ale dla każdego, zakorzenił się w kulturze moralnej i w cywilizacji. Warto go przypominać, zwłaszcza w obliczu narastającego znieczulenia na cierpienie drugiego człowieka.
W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia warto za Makselonem (1998) przekształcić pytanie: dlaczego cierpię? w pytanie: dla kogo cierpię? W praktyce terapeutycznej może to mieć istotne znaczenie, gdyż w rozmowie z chorym, zwłaszcza w stanie terminalnym, możemy przejść z płaszczyzny przyczynowej na płaszczyznę intencjonalności. Koncepcja ta ma wartość uniwersalną, gdyż ułatwia odnalezienie sensu w każdym cierpieniu, niezależnie od formacji duchowej chorego.