
Czymś naprawdę budzącym niesmak u większości ludzi jest wyniosłość. Gdy spotykamy pyszałka, kogoś, kto w sposób taki obrzydliwy lansuje wciąż siebie, poczuciem własnej wielkości miażdży innych, nie stwarza im w ogóle miejsca, kogoś, kto przypisuje rangę absolutną swoim twierdzeniom, odczuciom, swoim interpretacjom - taki człowiek nie budzi zazwyczaj w nas sympatii.
Nie lubimy pychy, ponieważ ona właśnie pompuje straszliwie moje ego kosztem innych ludzi. To jest takie robactwo w nas, które pożera wszystko wokół, które wypompowuje tlen z atmosfery, tylko dla siebie. Otóż okazuje się, że to iluzoryczne poczucie własnej wielkości, można budować również w oparciu o praktyki religijne. Na przykład modlimy się, jest nam dobrze w kościele i nagle czujemy na sobie spojrzenie kogoś, na kim nam zależy. Jest nam tak dobrze na duszy, że nas ktoś spostrzegł, że my tu jesteśmy w kościele tak pobożnie i tak długo już. Są momenty pychy, które w nas się odzywają jak takie lekkie ukłucia i warto nawet te najmniejsze poruszenia wyniosłości z powodu religijnego zaangażowania natychmiast oddawać Bogu. Warto jest stosować taką prostą modlitwę, mówić Jezusowi: ja wyrzekam się tej zarozumiałości, tego nawet szmerku zarozumiałości, wyniosłości i pychy religijnej, wyrzekam się Panie Jezu, zabierz to ode mnie; wiem, że gdy jestem tu przed Tobą, gdy mogę cokolwiek dobrego zrobić, pracować nad sobą, gdy mogę trwać na modlitiwe, gdy mogę rozwijać swoją miłość do ludzi motywowaną właśnie Twoją miłością. Przypominajmy sobie w tych momentach - kiedy mamy ochotę się troszkę tak popysznić z powodu naszej pobożności - przypominajmy sobie słowa świętego Pawła, który mówi: coż masz, czego byś nie otrzymał?